Po cudownych 10 dniach na Hawajach wróciliśmy na zachodnie wybrzeże USA. Tym razem podróżowaliśmy po 4 stanach zachodnich: Kalifornia, Nevada, Utah, Arizona, a później przenieśliśmy się na wschodnie wybrzeże, na Florydę. Udało nam się odwiedzić 8 parków narodowych. Zajrzeliśmy także do Las Vegas, Miami, na Key West, do Horseshoe Band, przejechaliśmy fragmentami słynnej Road 66. Było intensywnie, lecz dzięki temu zobaczyliśmy naprawdę wiele przepięknych miejsc, o których przeczytacie poniżej.
Plan podróży
American Road Trip część 2 – mapka
Dzień 1 Los Angeles – Buena Park
W Los Angeles lądujemy o 7 wieczorem. Odbieramy samochód z wypożyczalni, co okazuje się nie być wcale tak prostą sprawą. Troszkę nam źle wytłumaczyli na lotnisku miejsce odbioru samochodu (tym razem zdecydowaliśmy się na niewielką wypożyczalnie ze względu na najkorzystniejszą cenę wynajmu) i od shuttle bus’a musieliśmy troszkę przejść do hotelu, w którym swoją siedzibę ma wypożyczalnia. Później na szczęście formalności poszły dość szybko. Zdecydowaliśmy się nie spędzać nocy w LA, a pojechać w kierunku Parku Narodowego Joshua Tree, który mamy w planie zwiedzać następnego dnia. Jednak byliśmy już na tyle zmęczeni, że postanawiamy zatrzymać się na nocleg po ok 45 minutach jazdy w Buena Park.
Trasa ok 45 km
Nocleg: Howard Johnson by Wyndham Buena Park
Dzień 2 Buena Park – Park Naroddowy Joshua Tree - Twentynine Palms
Dzień rozpoczynamy od typowo amerykańskiego śniadania w Black Bear Siner Buena Park.
Drugą część naszego zwiedzania zachodniego wybrzeża USA rozpoczynamy od Parku Narodowego Joshua Tree. Jego nazwa pochodzi od drzewka Jozuego, bądź inaczej juki krótko listnej, która jest najbardziej charakterystycznym elementem tego miejsca i jest symbolem tego parku narodowego. Gdy dojechaliśmy na miejsce zastaliśmy wielki parking i kasy biletowe, w której sprawdzają nam nasz National Park Annual Pass.
Joshua Tree to prawdziwie pustynny park. Znajdziemy tam wszelką pustynną roślinność, wiele gatunków kaktusów i typowe dla tej ekosfery zwierzęta takie jak: jaszczurki, iguany, grzechotniki, żółwie i kojoty. Joshua Tree to roślina endemiczna, rosnąca jedynie w części Kalifornii, Utah, Arizony i Nevady. Generalnie jej obszar występowania pokrywa się z granicami pustyni Mojave. Spokojnie można spędzić tam cały dzień. Park jest spory, szlaków do trekkingu, oraz skałek do wspinaczki nie brakuje. Dobrze jest ubrać zakryte buty, a najlepiej buty trekkingowe z racji dużej ilości węży. Joshua Tree to także bardzo fajne miejsce na wycieczki z dziećmi. W Joshua Tree znajdziemy sporo tras spacerowych, po których można poruszać się wózkami dziecięcymi.
Tego dnia w Joshua Tree zatrzymywaliśmy w wielu miejscach przy drodze, które po prostu przykuwały naszą uwagę, udało nam się także zrobić pętelkę Hidden Valley Natural Trail. To półtorakilometrowa pętelka wśród ciekawych skał. Cały spacer po niej zajął około godziny, ale robiliśmy dużo przystanków na zdjęcia.
Na kolacje chcieliśmy jechać do The Rib Co w Twentynine Palms, gdyż zainteresował nas tłum gości przy restauracji, niestety czas oczekiwania w kolejce był tak długi, że zdecydowaliśmy się na Pizza hut.
Trasa ok 241 km
Nocleg: Motel 6-Twentynine Palms, CA
Dzień 3 Twentynine Palms – Joshua Tree – Road 66 - Las Vegas
Po śniadaniu wracamy do Parku Narodowego Joshua Tree. W planach mamy zobaczyć miejsca, których nie zdążyliśmy odwiedzić poprzedniego dnia. Przed nami przepiękne kaktusy. Zupełnie inne niż te, które widzieliśmy wczoraj. Na początek odwiedzamy Cholla Castus Garden, niesamowite miejsce w którym robimy spacer pętelką o długości 400 metrów, wśród bardzo wrednych kaktusów. Kaktus cholla to tak zwany Skaczący Kaktus. Nazwano go tak, ponieważ fragmenty kaktusa rzucają się na nas niczym Obcy, jeśli zbliżymy się do roślinki za bardzo. Przez Cholla Garden spacerowaliśmy ścieżką po pomostach poprowadzoną tak, by zachować od kaktusów bezpieczną odległość, więc spokojnie da się przejść bez ryzyka, że jakiś się do nas przyczepi.
Następnie odwiedzamy Arch Rock Natural Trail, czyli niewielki, ale niezwykle fotogeniczny łuk skalny. Krótki szlak, 0,8 km w obie strony, prowadzi z kempingu White Tank. Szlak jest prosty i dobrze oznaczony, jedynie pod koniec, pod samym łukiem trzeba się wspiąć po skale pod górę. Na koniec odwiedzamy Skull Rock to jeden z najbardziej charakterystycznych punktów parku Joshua Tree. Skała Czaszki znajduje się w zasadzie przy samej drodze, więc nie nachodzimy się tu zbyt dużo.
Wydawać by się mogło, że pustynny Park Narodowy Joshua Tree w Kalifornii to miejsce nudne. Nic bardziej mylnego!! Znaleźliśmy tu ciekawe skały i różne szlaki na krótkie wędrówki. W Joshua Tree największe wrażenie zrobiły na nas oczywiście oprócz dorodnych drzew Jozuego niesamowite skały o najróżniejszych kształtach. Ich nazwy są również dość oryginalne: Skull Rock, Shark Rock, Monkey Rock, Whale Rock, czy chociażby Ku Klux Klan Rock. Poczułam się tam troszkę jak w mojej ukochanej Kapadocji.
Po zwiedzaniu parku zgłodnieliśmy. Wybór padł na American Barbecue. Na obiad wracamy do Twentynine Palms i decydujemy się na The Rib Co, w którym nie udało nam się dzień wcześniej zjeść. Powiem tak już wiem dlaczego były takie kolejki, jedzenie jest przepyszne!!!Podają tam najlepsze żeberka na świecie!!!
Popołudniu wyruszyliśmy w drogę do Las Vegas. Po drodze trafiliśmy na „cmentarzysko” drzewek Jozuego. Ogromny teren strawiony przez pożar. Wyglądało to niesamowicie przerażająco. Przejechaliśmy również fragmentem Route 66.
Wieczór spędzamy w słynnym mieście rozpusty – legendarnym Las Vegas, w którym możecie spać w luksusach w stosunkowo niskich cenach, posmakować prawdziwego hazardu w jednym z tamtejszych kasyn, czy spacerować nocą wśród nigdy niegasnących neonów, małej kopii Wieży Eiffla, czy Statuy Wolności. Las Vegas uznawane za stolicę światowego hazardu, stało się symbolem przepychu i luksu. To tam znajduje się dziewiętnaście z dwudziestu pięciu największych hoteli na świecie. Jednak Vegas to nie tylko kasyna i rozrywka dla dorosłych.
Miasto jest tak różnorodne, że oferuje atrakcje tak naprawdę dla każdego. Jak przystało na prawdziwych turystów, którzy zawitali do Las Vegas zwiedzanie rozpoczęliśmy od wizyty w kasynie. Następnie ruszyliśmy na spacer po Las Vegas Boulevard, zwanym popularnie The Strip, to prawie 7 kilometrowy odcinek przy którym znajdują się największe na świecie kasyna. Wchodziliśmy po kolei do osobliwych hoteli i kasyn. Raz byliśmy w Paryżu, aby za chwilę przenieść się do Wenecji, czy Luksoru, robiąc sobie odpoczynek pod fontanną Di Trevi. Obowiązkowy punkt wieczornego zwiedzania Vegas, to pokaz tańczących fontann pod Bellagio. Spacer po The Strip robi wrażenie, szczególnie w nocy. Miliony świateł, tysiące ludzi na ulicach, sznury samochodów ciągnących się po horyzont i ten niezwykły klimat, którego nie da się opisać.
Trasa ok 372 km
Nocleg: Paris Las Vegas Hotel & Casino
Dzień 4 Las Vegas - Zapora Hoovera - Williams
Od rana zwiedzamy Vegas. Wczoraj była „Wenecja” w hotelu The Venetian dziś teleportowaliśmy się do „Nowego Jorku”. Znaleźliśmy zamek prawie jak z bajki o księżniczkach Disneya w hotelu Excalibur. Budynki przypominające drapacze chmur w Nowym Jorku przy Hotel & Casino New York- New York. Załapaliśmy się również za dnia na pokazy fontann przy słynnym Bellagio. Zrobiliśmy zdjęcia pod wieżą Eifla, oraz Łukiem Triumfalnym pod hotelem Paris, w którym spaliśmy. Na koniec obowiązkowa fotka pod „Welcome to Fabulous Las Vegas” i ruszamy w dalszą drogę.
Kolejne ciekawe miejsce jakie odwiedzamy w trakcie zwiedzania Stanów to Zapora Hoovera położona na granicy stanów Arizona i Nevada. Kto z Was oglądał film „San Andreas”, na pewno kojarzy to miejsce. Zwiedzanie Zapory Hoovera, to jedna z największych atrakcji Nevady. W chwili ukończenia w 1936 była zarówno największą na świecie elektrownią wodną, jak i największą na świecie konstrukcją betonową. Zapora Hoovera to mistrzowskie dzieło inżynierów i budowniczych, które powstało zaledwie w ciągu pięciu lat, spiętrza wody rzeki Kolorado w rejonie Black Canyon. Dostarcza tym samym energii elektrycznej do trzech stanów: Kalifornii, Arizony oraz Nevady. Zapora Hoovera znajduje się niespełna 60 km od Las Vegas i 170 km od legendarnej Road 66, która przebiega przez miasteczko Kingman w Arizonie. Ta dogodna lokalizacja zapory sprawia, że wpisuje się ona doskonale wiele planów zwiedzania, czy Road Trip po Stanach Zjednoczonych.
Resztę dnia spędzamy w drodze, w kierunku Grand Canyon. Nie mamy też za bardzo ochoty na szukanie jakiś super miejsc do jedzenia i decydujemy się zjeść w samochodzie chińczyka kupionego w niewielkiej i niepozornej restauracji Rui Express.
Trasa ok 360 km
Nocleg: Travelodge by Wyndham Williams Grand Canyon
Dzień 5 Williams – Grand Canyon – Flagstaff
Noc spędziliśmy w miasteczku Williams, które mieści się godzinę drogi od głównej bramy Wielkiego Kanionu. To niesamowicie klimatyczne i warte odwiedzenia miasteczko. Polecam Wam zatrzymać się tam na noc, ceny są niższe niż pod samą bramą Wielkiego Kanionu, a klimat nie do zastąpienia. Williams mieści się przy słynnej Route 66 zatem na ulicy migają wszędzie czerwone banery informujące nas o tym, motele o nazwie Route 66, a w sklepach znajdziemy wiele pamiątek z tym motywem. Miasteczko zachowało do dziś specyficzną atmosferę dawnego Zachodu. Dwie główne ulice w centrum to ceglane kamienice, sklepy jak z westernu i małe lokalne restauracyjki. Namiastkę dzikiego zachodu można poczuć na również w Wild West Junction będącym kompleksem restauracji, baru i hotelu, prowadzony przez burmistrza miasta Johna Moore.
Po porannym spacerze po Williams i pysznym, obfitym śniadaniu w typowo amerykańskiej restauracji Pine Country Restaurant, którą serdecznie Wam polecamy wyruszyliśmy do Grand Canyonu. Dystans z Williams do Wielkiego Kanionu to 87 km, czas przejazdu to niecała godzina. Około 12 jesteśmy przy bramie wjazdowej na teren parku. Jeżeli nie macie wykupionego Annual Pass, to na „bramkach”, w automacie można kupić bilet wstępu do Wielkiego Kanionu za 35$. Wielki Kanion jest otwarty 24h na dobę przez cały rok. Po parku nie wolno poruszać się własnym samochodem, jedynie droga Desert Drive częściowo nie podlega tym regulacjom. Wyjątkiem są miesiące zimowe, w grudniu, styczniu i w lutym możemy zwiedzając park korzystać z własnego auta. W Grand Canyon South Rim jest kilka linii autobusowych, gdzie darmowe busiki rozwożą nas po punktach widokowych. Każda ma inna trasę i jest inaczej oznaczona. Ja szczególnie polecam linię czerwoną zwaną Hermit Road Route.
Zwiedzanie Grand Canyon rozpoczynamy od jednego z najpopularniejszych punktów widokowych w parku Mather Point, podjeżdżamy samochodem na dość duży parking przy Visitor center, który znajduje się w odległości krótkiego spaceru od samego punktu. Pomimo, że to miejsce odwiedzamy już drugi raz w życiu to tak samo wprawia nas w zachwyt!! To cud natury, który nie są w stanie opisać żadne słowa, a jego ogromna przestrzeń robi naprawdę wielkie wrażenie. Przy Mather Point, są barierki ochronne, ale większość punktów ich nie ma, dlatego trzeba tutaj zachować szczególną ostrożność, a zwłaszcza pilnować dzieci. Spokojnie przy głównych punktach widokowych można poruszać się z wózkiem. Wzdłuż kanionu ciągną się ścieżki, którymi możemy spacerować i podziwiać widoki. Z Mather Point spacerkiem przeszliśmy do Yavapai Point i wróciliśmy na parking.
Następnie pojechaliśmy do Grand Canyon Village, gdzie zostawiliśmy samochód na parkingu, przesiedliśmy się na busik i ruszyliśmy do kolejnych punktów widokowych. Przejechaliśmy całą czerwoną linię w tym najważniejsze i najpiękniejsze punkty takie jak Hopi Point, oraz Powell Point, a także Trailview Overlook, Maricopa Point, Mohave Point, The Abyss, Monumant Creek Vista.
Zachód słońca spędziliśmy w podobno najlepszym do tego punkcie widokowym, czyli Hopi Point. Niesamowite kolory i cienie które pojawiały się na skałach dodały tylko uroku temu niewyobrażalnemu pięknu natury.
Grand Canyon jest największym przełomem rzeki na świecie i ogromnym tworem natury widocznym nawet z kosmosu. Wielki Kanion ma 446 kilometrów długości, czyli mniej więcej tyle, ile z Częstochowy do Gdańska. Grand Canyon nie jest najgłębszym kanionem na świecie, nie jest nawet najgłębszym kanionem w USA, jednak 1857 metrów głębokości robi wrażenie. A co najważniejsze, wciąż się pogłębia o grubość kartki papieru rocznie. Wielki Kanion ma średnio 16 km szerokości, w najwęższym punkcie ma 180 metrów (Marble Canyon), w najszerszym prawie 29 km.
Na noc jedziemy do Flagstaff, gdyż według informacji jakie otrzymaliśmy jest to najbliższe miejsce, gdzie możemy doładować kartę w telefonie (internet nam się skończył).
Trasa ok 212 km
Nocleg: Americas Best Value Inn and Suites Flagstaff
Dzień 6 Flagstaff – Horseshoe Band – Las Vegas
Dzień rozpoczynamy dość wcześnie rano, chcemy szybko doładować kartę w telefonie i ruszyć dalej. Niestety nie udaje nam się zwiedzić Kanionu Antylopy, gdyż wszystkie parki należące do Indian Navajo ze względu na covid były zamknięte do odwołania. Za to udaje nam się dotrzeć do Horseshoe Band położonego niedaleko miasteczka Page. To kolejne miejsce, które obowiązkowo wpisaliśmy w nasz plan podróży. To jedna największych atrakcji stanu Arizona. W tym miejscu rzeka Kolorado płynąca od jeziora Powell wprost do Kanionu Kolorado zakręca w malowniczym Glen Canyon, zawijając się o 270 stopni, tworząc niepowtarzalny kształt podkowy – stąd też nazwa „Horseshoe Bend”. Występuje tu z pewne złudzenie optyczne. Patrząc w dół wydaje się, że woda płynie z lewej strony na prawą, podczas gdy jest zupełnie odwrotnie. Poza jednym niewielkim punktem znajdującym się dokładnie na wprost słynnej podkowy, który jest ogrodzony. To cały teren nie ma żadnych barierek. Można spacerować do woli. Należy jednak bardzo uważać aby nie spaść w dół. Z tego względu na dzieci trzeba zwracać tu szczególną uwagę. Szlak prowadzący do punktu widokowego Horseshoe Bend Overlook jest bardzo krótki (1,2 km) i bardzo łatwy, cały czas idziemy szeroką, utwardzoną ścieżką, więc nie ma problemu aby poruszać się z wózkiem. Najlepsze jest to, że idąc z parkingu do punktu widokowego nie widzimy nic. Teren jest płaski. W końcu podchodzimy do urwiska i naszym oczom ukazuje niesamowity obraz zakola rzeki Kolorado. Szlak zaprowadzi nas tylko do krawędzi kanionu. Nie ma żadnej trasy prowadzącej w dół.
Przy Horseshoe Band znajduje się jeden dość duży parking, który jest niestety płatny 10$. Pod żadnym pozorem nie można zatrzymywać się na poboczu ani przy głównej ulicy. Grozi za to mandat, oraz odholowanie pojazdu. W przypadku, gdy na głównym parkingu nie ma wolnych miejsc ruch kierowany jest na inny parking oddalony około 1.5 km. Opłata za parkowanie, oraz dojazd busem to 20$.
Wybraliśmy się jeszcze na krótki spacer nad Jezioro Powell. Obiad zjedliśmy Big John’s Texas BBQ w Page. Niby jedzenie było ok, ale nie powalało na kolana. Po godzinie drogi z Page w kierunku Monument Valley okazało się, że nie możemy wjechać naszym wypożyczonym samochodem do stanu Utha, możemy się poruszać tylko po Kalifornii, Nevadzie i Arizonie. A my resztę miejsc chcemy odwiedzić w Stanie Utha. Zatem czaka nas nieplanowany szybszy powrót do LA, do którego mamy 8 godzin jazdy. Podjęliśmy szybką decyzję, że ja z Lelcią zostanę w Las Vegas. A Janusz pojedzie oddać auto do LA i przyleci do nas popołudniu samolotem.
Trasa ok 781 km
Nocleg: Flamingo Las Vegas Hotel & Casino
Dzień 7 Las Vegas – Hurricane
Z Lelcią wykorzystujemy dzień na spacer po Las Vegas. Najwięcej czasu spędziłyśmy w okolicach The Venetian, które jest moją ulubioną częścią Las Vegas. Pooglądałyśmy pokazy fontann pod Bellagio. Przyznam szczerze, że był to dla mnie troszkę inny dzień niż zawsze w trakcie naszych podróży gdyż zawsze podróżujemy we trójkę, a tu nagle zostałyśmy same. W Vegas czuję się komfortowo bo to już moja kolejna wizyta w tym mieście, kieruję się do miejsc dobrze mi znanych. Korzystamy z tego dnia na maxa, na tyle, na ile się dało.
Obiad zjedliśmy już w trójkę w Biwon Korean BBQ and sushi. To przepyszny koreański grill, gdzie na własnym stoliku przygotowujemy potrawy typu all-you-can-eat. Następnie ruszyliśmy w drogę do miasteczka Hurricane, które jest świetną bazą noclegową przed zwiedzaniem Parku Narodowego Zion. Z perspektywy czasu żałuję, że nie dołożyłam do planu wycieczki dodatkowo „Valley of Fire”.
Trasa ok 226 km
Nocleg: Super 8 by Wyndham Hurricane Zion National Park
Dzień 8 Hurricane – Park Narodowy Zion – Panguitch
Kolejny dzień naszej Amerykańskiej przygody. Tym razem zwiedzamy Zion National Park, który moim zdaniem znajduje się w ścisłej czołówce najpiękniejszych Parków Narodowych w USA. Osoby lubiące wyzwania, wspinaczki, oraz przepaście znajdą tutaj kilka nieco trudniejszych technicznie szlaków. Natomiast osoby preferujące rodzinne spokojne zwiedzanie również znajdą atrakcje dla siebie, gdyż szlaki, nawet te najkrótsze i technicznie najłatwiejsze prowadzą do pięknych punktów widokowych. My zwiedzanie rozpoczynamy od przejechania fragmentu Scenic Drive, czyli głównej drogi parkowej. Przejechanie jej wraz z postojami przy punktach widokowych zajmuje ok. 1-2 godziny.
Najciekawsze szlaki w Parku Narodowym Zion:
Canyon Overlook (To stosunkowo łatwy szlak, ale miejscami droga prowadzi nad urwiskiem. Moim zdaniem jest to jeden z ciekawszych szlaków w parku. Z punktu widokowego , do którego dociera się po około 30 minutach roztacza się zapierający dech w piersiach widok na dolinę i wijące się serpentyny drogi nr 9. Wejście na szlak znajduje się w pobliżu północnego wjazdu do parku, tuż przy wjeździe do tunelu Mt. Carmel Tunnel)
Angel’s Landing (Szlak prowadzący na szczyt Angels Landing to jeden z najbardziej spektakularnych punktów widokowych w całym parku. Niestety uważany jest również za jeden z najniebezpieczniejszych szlaków USA. Przejście tego szlaku wymaga dobrej kondycji, oraz braku lęku wysokości)
Emerald Pools ( To łatwy i przyjemny szlak, na który możemy wybrać się całą rodziną. Rozpoczyna się tuż przy Zion Lodge)
Riverside Walk (Riverside Walk to bardzo łatwy szlak, prowadzący asfaltową ścieżką. Świetne miejsce na spacer pośród wysokich skał kanionu, oraz szumiącej rzeki Virgin River)
Narrows (Szlak Narrows to jeden z najpiękniejszych szlaków w parkach Narowych w USA. Prowadzi korytem rzeki Virgin River, która przez tysiące lat wyrzeźbiła w skałach piaskowca przepiękne formacje. Aby rozpocząć wędrówkę Narrows trzeba najpierw przejść Riverside Walk, a potem wejść do rzeki i dalej już cały szlak prowadzi jej korytem. Szlak Narrows jest najczęściej zamknięty od połowy marca do późnego maja)
Weeping Rock (Łatwy i krótki szlak w którym woda przesiąkająca przez skały spływa po ścianach tworząc tzw. hanging garden, czyli zielsko wszelakie wyrastające wprost z kamiennego muru. Moim zdaniem jest to jeden z najmniej ciekawych szlaków w parku.)
Many Pools Trail (Many Pools Trail to najbardziej kolorowy szlak w Parku Narodowym Zion. Jest on stosunkowo łatwy, choć prowadzi w kilku miejscach dosyć stromo nachylonym stokiem.)
Observation Point (Szlak ten uważany jest za alternatywę dla Angels Landing. Ponoć widok ze szczytu Observation Point jest o wiele bardziej interesujący, gdyż jest on położony o 210 metrów powyżej Angels Landing i jest on o wiele mniej popularny)
Pierwszy szlak jaki wybraliśmy to Emerald Pool. To szlak prowadzący ścieżką do wodospadów i urokliwych jeziorek, do których spływa woda z klifów. Ze szlaku można podziwiać majestatyczne formacje skalne: Lady Mountain, the Great White Throne, oraz Red Arch Mountain. Szlak jest prosty, składa się z trzech części:
Lower Pool – długość trasy ok. 2 km w obie strony, czas na przejście ok. 45 min.
Middle Pool - długość trasy ok 3,2 km w obie strony, czas na przejście ok. 1,5 godziny
Upper Pool – długość trasy ok. 5 km w obie strony, czas na przejście ok. 3 godzin
Następnie kiedy Lelcia z tatą została na drzemkę w aucie, ja przeszłam szlak Canyon Overlook, z chyba najpiękniejszym widokiem na Park Narodowy Zion.
Na koniec zrobiliśmy sobie spacer wzdłuż rzekli szlakiem Riverside Walk. Ja miałam jeszcze ogromną ochotę pokonać szlak Angels Landing, ale niestety był zamknięty.
Do głównej części kanionu (Scenic Drive) nie można wjechać własnym samochodem, wyjątek stanowią miesiące styczeń i luty. W tych zimowych miesiącach nie trzeba zostawiać samochodu na głównym parkingu przy Zion National Park Visitor Center, a można nim wjechać do parku. Byliśmy pod koniec lutego zatem mieliśmy szczęście, aby nieco na większym luzie zwiedzać park. Choć parking przy Visitor Center jest spory, to jednak szybko się zapełnia, dlatego warto przyjechać odpowiednio wcześniej, bo na to, że coś się na nim zwolni szanse są raczej marne. Nie wolno parkować samochodu poza wyznaczonymi miejscami. Dotyczy to zarówno samej strefy parkingów jak i obszaru całego Parku Narodowego. Parkowy autobus jest za darmo i kursuje średnio co 15 minut. Jeśli wszystkie miejsca parkingowe są zajęte, najlepiej zostawić samochód w pobliskim miasteczku Springdale i dojechać do Zion specjalnym autobusem.
Zwiedzanie parku kończymy chwilę po zachodzie słońca. Przed nami jeszcze droga w kierunku miasteczka Panguitch, w którym zatrzymujemy się na noc i jemy kolację w całkiem spoko pizzerii C stop pizza.
Trasa ok 186 km
Nocleg: Rodeway Inn Bryce Canyon
Dzień 9 Panguitch – Bryce Canyon - Green River
Dzień zaczynamy jak zwykle dość wcześnie rano, po śniadaniu ruszamy do Bryce Canyon. Do parku Bryce docieramy przed 10:00. Tutaj również działa karta Annual Pass, natomiast jeśli jej nie mamy musimy kupić bilety za 25$ - za samochód. Dostajemy mapkę i ruszamy odkrywać poszczególne punkty widokowe. Troszkę zaskoczyła nas tu pogoda gdyż Bryce Canyon był jeszcze częściowo pokryty śniegiem, a temperatura była dość wysoka 15 °C. Wynika to z tego, że Bryce Canyon jest położony wysoko i w niektórych miejscach śnieg utrzymuje się czasem do czerwca. Dodatkowo noce i poranki są zimne nawet latem. Bryce Canyon to bardzo prosty i przyjazny park. Poruszamy się po nim według mapki i odwiedzamy po kolei każdy punkt.
Po wjeździe do parku naszym pierwszy przystankiem jest Sunrise Point położony w Bryce Amphitheatre. Jestem zachwycona tym miejscem, gdy tylko podeszliśmy do pierwszego punktu, od razu z moich ust wydobyło się głośne „wow”. To niesamowite, że tak piękne krajobrazy stworzyła matka natura. Stąd możemy się udać na jeden z najfajniejszych szlaków w Bryce, na Queens Garden Trail, który ma długość 3 km w obie strony. My na razie kierujemy się dalej wzdłuż krawędzi kanionu do punktu widokowego Sunset Point, z którego podobnie jak z Sunrise Point, mamy świetny widok na skalny amfiteatr i piękną panoramę parku. Stamtąd udajemy się pętelką Navajo Loop w głąb kanionu. Szlak jest krótki, ma tylko 2,4 km, ale musimy pokonać 150 metrów różnicy wzniesień schodząc do kanionu, a potem z niego wychodząc. Na jego przejście trzeba przeznaczyć 1-2 godziny. Pokonując Navajo Loop Trail po drodze spacerujemy wśród gigantycznych pinakli przypominających wielkomiejskie wieżowce odcinkiem zwany Wall Street. Przechodzimy przez Wall Street Canyon, gigantyczny kanion szczelinowy robiący niesamowite wrażenie. Oraz słynny Thor’s Hammer będący jedną z ikon Bryce Canyon. Odbijamy jeszcze na szlak szlak Queen’s Garden, gdzie „skalne hoodoo” mamy na wyciągnięcie ręki. Na koniec jedziemy samochodem do jeszcze kilku ciekawych punktów widokowych. Nasz następny przystanek to Inspiration Point, z którego mamy widok na kolorowe hoodoos, a także Boat Mesa ciągnący się po horyzont. Trzy kolejne punkty, Swamp Canyon, Piracy Point i Farview Point są już bardziej lesiste i z mniej spektakularnymi widokami, więc spokojnie można je ominąć. Następnie odwiedzamy malowniczo położony Natural Bridge. I na koniec najbardziej oddalony Bryce Point.
Bryce Canyon to jeden z najbardziej dziwacznych tworów geologicznych w południowo zachodniej części stanu Utah w Stanach Zjednoczonych i jeden z najchętniej odwiedzanych parków w tym rejonie. Tak naprawdę, wbrew swojej nazwie Bryce Canyon nie jest prawdziwym kanionem, ponieważ nie utworzyła go rzeka. Skalne grzyby i pinakle powstały w skutek erozji. Najbardziej do powstania skalnych dziwów przyczyniła się tzw. erozja termiczna. Bryce Canyon to znakomite miejsce na wypad dla rodziny, park jest bardzo przyjazny dla dzieci, większość szlaków jest krótka i prosta, a spacerując można spotkać różne zwierzątka. Do parku można wjechać własnym samochodem, ale możemy też skorzystać z parkowego autobusu.
Trasa ok 418 km
Nocleg: Motel 6-Green River, UT
Dzień 10 Green River – Park Narodowy Arches – Moab
Park Narodowy Arches jest jednym z moich ulubionych parków narodowych USA. To największe skupisko łuków skalnych na świecie, jest ich tam ponad 2500. Wciąż odnajdywane są nowe, ale te dobrze znane potrafią się też zawalić. Za wjazd do Arches nie mając karty America the Beautiful zapłacimy 30 $ za samochód, mając nic nie płacimy (jednak opłacało się wykupić tą kartę na początku). Arches zwiedzamy przemieszczając się samochodem pomiędzy punktami widokowymi. Gdzie-nie gdzie pokonujemy pieszo krótkie trasy. Na zwiedzanie parku, najlepiej przeznaczyć dwa dni. Jeden to naszym zdaniem stanowczo za mało. W jeden dzień jesteśmy w stanie przejechać punkty widokowe i pójść na maksymalnie dwa krótkie szlaki. Na terenie parku nie ma żadnej bazy noclegowej i najlepiej spać w pobliskim Moab.
Park Avenue Viewpoint to pierwsze miejsce przy, którym się zatrzymujemy. Jest to jeden z prostszych i ciekawszych szlaków na jaki możemy w tym parku wyruszyć. Tutaj zachwyciły nas swym pięknem gigantyczne, mające ponad 180 metrów wysokości bloki skalne, przypominające miejskie ulice. Wall Street - tak właśnie nazywają się te formacje, to jedna z głównych atrakcji w Arches. Dróżka na punkt widokowy jest krótka i wyłożona kamiennymi płytami. Z Park Avenue Viewpoint możemy zejść w dół do doliny, na krótki, niespełna 3 km w obie strony szlak Park Avenue Trail. Moim zdaniem troszkę szkoda czasu na pokonanie tego szlaku, gdyż widoki z punktu widokowego i ze szlaku niewiele się od siebie różnią.
Następnie zatrzymujemy się przy La Sal Mountains Viewpoint, z którego można podziwiać fantastyczną panoramę gór La Sal. Kolejny punkt widokowy Courthouse Tower Viewpoint z którego świetnie widać skały Sheep Rock, Sheep Rock, Tower of Babel oraz The Organ. Courthouse Tower Viewpoint powinniście kojarzyć z filmu Thelma i Louise, tu była kręcona słynna scena w której jedna z bohaterek zamyka policjanta w bagażniku i mówi mu, by był dobry dla swojej żony. Jadąc dalej główną drogą dojeżdżamy do kolejnej popularnej atrakcji parku, którą widać już z oddali. Balance Rock to niesamowita skała, będąca jedną z ikon parku Arches i miejscem obowiązkowego postoju w trakcie zwiedzania. Od wielu lat snuje się wiele teorii, że Balance Rock wkrótce się zawali, jednak ona stawia dzielnie czoło grawitacji i dalej się trzyma. Niegdyś obok niej stała mała siostrzyczka o nazwie ”Chip Off The Old Block” ale runęła kilkanaście lat temu. Warto obejść tą skałę dookoła i zobaczyć ją z różnych perspektyw. Szlak jest prosty, a jego pokonanie zajmuje 15 minut. Zaraz za Balanced Rock znajduje się rozwidlenie dróg, gdzie odbijamy z głównej drogi w prawo na Windows Road.
Niecałe 10 minut jazdy samochodem i docieramy do Garden of Eden, przy którym zatrzymujemy się w sumie tylko na chwilę. Znajduje się przy nim skupisko skalnych grzybów i skał w równowadze. Jednak nas bardziej interesują znajdujące się w obok siebie The Windows Section i Double Arch. Zaczynamy od krótkiego spaceru z parkingu, łagodną ścieżką po schodkach do góry, którą doszliśmy wprost do dwóch skalnych okien North Window, South Window, oraz Turret Arch. Droga Windows Rd. kończy się pętelką, przy której są dwa parkingi, jeden przy Double Arch, a drugi przy Windows. Parkingi są stosunkowo blisko siebie i nie ma sensu ruszać samochodu, by przemieścić się pomiędzy tymi dwiema atrakcjami. Dlatego spacerkiem kierujemy się pod potężną formację dwóch połączonych łuków zwana Double Arch. Szlak jest prosty i prowadzi po płaskim terenie choć miejscami jest całkiem sporo piachu, przejście go zajmuje 15 minut.
Na koniec ruszamy na szlak, prowadzący do Delicate Arch. To chyba najsłynniejszy łuk w tym parku i można powiedzieć, że jego symbol. Długość szlaku to 4.8 km, przejście go w obie strony zajmuje około 2 godziny. Szlak jest o średniej trudności. Gdy szlak zbliża się do łuku, zamienia się w ścieżkę biegnącą wzdłuż półki obejmującej ścianę, z ostrym spadkiem na zewnętrznej krawędzi. Następnie ścieżka zakręca i otwiera się na fantastyczny widok z łukiem. Wolno stojący łuk wyrasta wprost z ziemi, nie jest tylko oknem w skalnej ścianie.
Na noc jedziemy do pobliskiej miejscowości Moab, gdzie spędzamy noc, oraz jemy kolację w całkiem fajnej restauracji Antica Forma.
Trasa ok 119 km
Nocleg: Moab Gateway Inn at Arches Nat'l Park
Dzień 11 Moab – Park Narodowy Arches – Park Narodowy Canyonlands - Monument Valley (Goulding's Lodge)
Po śniadaniu ponownie wracamy do Parku Narodowego Arches. Tym razem w planach mamy spacer szlakiem Devils Garden uznawanym za jeden z najciekawszych szlaków w parku Arches. Szlak ten jest w formie dość długiej 12 kilometrowej pętelki. Pokonując go możemy zobaczyć aż 7 łuków skalnych, w tym najdłuższy łuk w Ameryce Północnej - Landscape Arch.
Na początek po około 10 minutach wędrówki z parkingu, odbijamy z głównego szlaku Devils Garden w prawo do dwóch łuków skalnych Tunnel Arch i Pine Tree Arch. Następnie wracamy na główny szlak, na którym czaka nas spacerek lekko pod górę, potem lekko w dół wygodną i utwardzoną ścieżką. Po około 30 minutach ukazuje się przed nam Landscape Arch. Uważany za najdłuższy na świecie łuk skalany, ma aż 88 metrów długości, a w najwęższym punkcie 2 metry szerokości.
W tym miejscu możecie zawrócić, albo nieco trudniejszym już odcinkiem Devils Garden Trail, udać się do kolejnych łuków. My postanawiamy się rozdzielić. Ponieważ druga część szlaku jest dość stroma i niezbyt bezpieczna dla dzieci. Więc Janusz z Lelcią robią sobie sami spacerek, a ja wdrapuję się na górę. Na początek czeka mnie wspinaczka wąskim grzbietem skalnej płetwy. Przyznam szczerze, że miałam tu nieco podniesione ciśnienie, a osoby z lękiem wysokości nie powinny się na niego wybierać, ze względu na to że po obu stronach mamy przepaść. Natomiast widoki po drodze są obłędne. Dalej czeka nas marsz w podobnych okolicznościach przyrody, ale skała nie będzie już tak wąska, a przepaść tak głęboka. Ten mało fajny odcinek jest na szczęście dość krótki. Po około 30 minutach pojawia się rozgałęzienie, które prowadzi do dwóch niedużych, ale przepięknych łuków Partition Arch, oraz Navajo Arch.
Stamtąd wracam na główny szlak Devils Garden i kieruję się do ostatniego łuku jaki mam w planach odwiedzić Double O Arch. Łuk ten nosi taką nazwę, gdyż posiada dwa otwory, mniejszy i większy, ale oba w kształcie literki “O”. Po krótkim odpoczynku w cieniu drzew wracam spacerem na parking.
Z Arches National Park wybraliśmy się do kolejnego Parku! Przed nami… Canyonlands. Z perspektywy czasu żałuję, że zaplanowałam tak mało czasu w tym parku. Jak tu dojechaliśmy sporo miejsc było już zacienionych i nie udało nam się zobaczyć w pełni niezwykłych widoków jakie oferuje. Park Canyonlands jest ogromny, składa się z czterech części. Island in the Sky, The Needles, The Maze i Horseshoe Canyon Unit. Island in the Sky to najpopularniejsza i najczęściej odwiedzana cześć parku, gdyż jest najłatwiej dostępna z pobliskiego Moab. Park zwiedziliśmy dość pobieżnie głównie zatrzymując się przy punktach widokowych takich jak:
Shafer Canyon Overlook,
Shafer TrailViewpoint,
Green River Overlook,
Buck Canyon Overlook.
Odwiedziliśmy również Mesa Arch, to najpopularniejsze miejsce w parku Canyonlands. Do Mesa Arch prowadzi szlak o długości 1,1 km. W sumie to pętelka, dlatego też z parkingu możemy pójść w dowolnym kierunku. Dojście do łuku zajmie najwyżej kilkanaście minut. Przed nami jeszcze dość długa droga do Monument Valley.
Trasa ok 420 km
Nocleg: Goulding's Lodge
Dzień 12 Monument Valley – Las Vegas
Dzień rozpoczynamy od wschodu słońca podziwianego z balkonu naszego pokoju w Goulding's Lodge. Szkoda, że jest to jeden z nielicznych widoków jaki uda nam się uchwycić w Monument Valley. Niestety nasze przypuszczenia na miejscu potwierdziły się i niestety Monument Valley, jako rezerwat Indian Navaho tak jak wszystkie inne miejsca należące do nich był zamknięty do odwołania z powodu covid. Udaje nam się jedynie zatrzymać przy słynnym Forest Gump Point, miejscu znanym z filmu Forest Gump gdzie główny bohater kończy swój bieg. Oraz przejechaliśmy trochę za Doliną Monumentów mijając po drodze absolutnie przepiękne widoki właśnie na te słynne monumenty.
Późnym popołudniem docieramy do Las Vegas, z którego rano lecimy na Florydę. Tym razem na Las Vegas nie mamy zbyt wielkich planów. Zatrzymujemy się w „Starym Centrum Vegas” niedaleko słynnej ulicy Fremont, na której odbywa się codziennie show o nazwie „Fremont Street Experience”. Co to właściwie jest? Nad ulicą, a właściwie nad deptakiem Fremont wybudowano potężną konstrukcje, która niczym gigantyczny dach przykrywa całą, mającą 460m długości ulicę. Pod dachem zamontowane są wyświetlacze ledowe, które połączone razem stworzyły jeden z największych na świecie telebimów. Tutaj wyświetlane są filmy oraz animacje, które w połączeniu z muzyką napływającą z potężnych głośników tworzą niepowtarzalny spektakl. Cały Fremont Street tętni życiem od zachodu słońca, praktycznie do wschodu. Dla nas ta ulica jest o wiele ciekawsza, niż słynny Strip.
Trasa ok 732 km
Nocleg: Downtowner Boutique Hotel
Dzień 13 Las Vegas – Miami – Homestead
Rano oddajemy samochód w Rental Car Center na lotnisku Las Vegas. Niestety nie mamy bezpośredniego lotu. Jest on z jedną przesiadką w Tampie. Po 6,5 godzinach lądujemy w Miami. Ze względu na zmianę czasu jest już godzina 20, więc odbieramy samochód z wypożyczalni „Six rent a car” i jedziemy coś zjeść, i odpocząć w hotelu.
Trasa ok km
Nocleg: Garden Inn Homestead
Dzień 14 Homestead – Key West- Homestead
Na Florydzie byliśmy krótko, jedynie 4 dni. Dodatkowo byliśmy już zmęczeni po tylu dniach non stop w trasie i zwiedzania, że nie planowaliśmy tym razem zbyt wiele. Jedynie Miami i jego najważniejsze atrakcje Park Narodowy Everglades i Key West.
To właśnie od Key West rozpoczynamy zwiedzanie Florydy. Key West określane jest przez wielu Amerykanów jako karaibskie miasteczko położone w Stanach Zjednoczonych. To najbardziej wysunięty na południe skrawek USA. Stąd do Hawany, licząc od Southernmost Point na końcu uliczki Whitehead Street jest zaledwie 171 km, czyli bliżej niż do Miami (208 km). Na Key West jest trochę atrakcji do zobaczenia, ale poza odwiedzaniem konkretnych punktów tutaj po prostu najlepiej pospacerować. Główną atrakcją od której zaczynamy zwiedzanie Key West jest Old Town na południowo-zachodnim krańcu wyspy, z drewnianymi pomalowanymi na jasne kolory XIX-wiecznymi domkami.
Poza spacerowaniem udało nam się zajrzeć:
Na Duval Street - najdłuższą i najpopularniejszą ulicę na Key West przy której znajduje się wiele butików, galerie sztuki, ulicznych kawiarenek, restauracji i barów.
Southernmost Point – Najbardziej wysunięty na południe punkt kontynentalnych Stanów Zjednoczonych.
Dom i muzeum Ernesta Hamingway - To chyba najpopularniejsza atrakcja w miasteczku i zagląda tu wielu turystów. Hemingway mieszkał w tym domu w latach 1931-1939. Jego dwupiętrowa rezydencja w stylu kolonialnym otwarta została dla zwiedzających.
Historyczny port w Key West – Całkiem urokliwy port, w którym cumuje wiele łódek, oraz znajduje się sporo restauracji z owocami morza oraz sklepików.
Mallorry Square - To idealne miejsce na podziwianie magicznego zachodu słońca. Obok Mallorry Square znajduje się port, w którym cumują duże statki rejsowe pływające po Karaibach, mające swój przystanek na Key West.
Smathers Beach
Lunch jemy w DJ’S Clam Shack. To mały i niepozorny bar specjalizujący się w owocach morza. Słynnie z kanapek z homarem, czyli Lobster roll. Zdecydowanie miejsce do którego warto zajrzeć. Dodatkowo będąc na Key West trzeba spróbować Lime Pie, czyli limonkową tartę. Znajdziecie ją praktycznie wszędzie, ale moim zdaniem najlepsza jest w Kermit's Key Lime Shoppe.
Na kolację zatrzymujemy się w drodze powrotnej w Whale Harbor Seafood Buffet. Prawdę mówiąc miejsce nie powaliło nas na kolana choć znajdziemy tu całkiem spory wybór ryb i owoców morza. Bufet za osobę dorosłą kosztuje 35 $ więc jest to całkiem przyzwoita cena, biorąc pod uwagę ceny w tym rejonie.
Trasa ok 425 km
Nocleg: Super 8 by Wyndham Florida City/Homestead/Everglades
Dzień 15 Homestead – Park Narodowy Everglades - Miami – Boca Raton
Kolejny dzień na Florydzie rozpoczynamy od zwiedzania Parku Narodowego Everglades. Park ten znajduje się na południe od Miami i jest idealnym pomysłem na jednodniowy wypad poza miasto. Wizyta w Everglades to naprawdę niezwykła przygoda. Niewątpliwie, największą atrakcją parku są aligatory, a także krokodyle amerykańskie, które możemy spotkać w ich naturalnym środowisku. Park można zwiedzać na wiele sposobów: pieszo, rowerem, łodzią, albo tramwajem elektrycznym.
My na początek udajemy się na farmę aligatorów Everglades. Tak naprawdę przyciągała nas tutaj największa atrakcja, czyli możliwość przepłynięcia się air-boatem. Troszkę poczuliśmy się tam jak bohaterowie bajki Disneya, Bernard i Bianka. Na początku spotkaliśmy pływające w pobliżu parku aligatory i żółwie, oraz wylegujące się na drzewach iguany, natomiast później łódka przyspieszyła i sternik zadbał, by każdy poczuł wiatr we włosach, a przy zakrętach sprawdził, czy na pewno woda jest mokra. 😉 Dla nas była to fajna atrakcja. Taka przejażdżka trwa około 30 minut. Myślę, że to idealny czas, aby było ciekawie i żeby nie znudzić się. Zrobiliśmy sobie również spacer po farmie i oglądaliśmy żyjące tam zwierzęta, Zahaczyliśmy także o przedszkole dla aligatorów. Oglądaliśmy także karmienie aligatorów. Oczywiście nie takie prawdziwe, z taczkami mięsa, a jedynie lekkie dokarmianie, a właściwie dawanie mięsnych smakołyków. Na koniec wybraliśmy się na alligator show, podczas którego miły pan opowiedział trochę o życiu tych stworzeń, oraz zaprezentował metody poskramiania tych osobników.
Następnie udaliśmy się już na teren Parku Narodowego Everglades. Wjechaliśmy przez bramę parkową, przy której otrzymaliśmy mapę parku. Wjazd na teren Everglades jest płatny 30 $ za samochód, tu też obowiązuje karta annual pass, więc nie musieliśmy kupować biletu. Wybraliśmy się na spacer szlakiem Anhinga Trail, który jest jednym z pierwszych szlaków po wjeździe na teren parku. Po przejściu około 5 minut z parkingu utwardzoną ścieżką wchodzi się na drewniane kładki zbudowane nad mokradłami. Cały szlak nie jest długi i ma niecały kilometr, idealny dla rodzin z dziećmi. Oprócz aligatorów żyje tu wiele gatunków ptaków i jest to prawdziwy raj dla ornitologów. Do tego rośnie tu dużo roślinności typowej dla mokradeł.
Dzień kończymy na plaży South Beach w Miami, spacerując po długiej i szerokiej plaży, oraz robiąc sobie zdjęcia przy kolorowych, o różnych kształtach budkach ratowników. Tuż obok Miami South Beach znaleźliśmy całkiem fajny plac zabaw dla dzieci. Największy problem na koniec dnia był ze znalezieniem noclegu. Zaczął się Spring Break, do tego była sobota. Nie dość, że praktycznie wszystko wyprzedane. To obiekty, które zostały to cena podniosła się 3x tyle co za noc wcześniej. Na szczęście udało nam się znaleźć całkiem ok hotel w Boca Raton, czyli około godzinę jazdy z Miami na północ.
Trasa ok 209 km
Nocleg: Extended Stay America Suites Boca Raton Commerce
Dzień 16 Boca Raton – Miami – Key West
Kolejny dzień zaczynamy tam gdzie go wczoraj skończyliśmy, czyli na placu zabaw przy South Beach w Miami. Mamy w planach małe plażowanie. Przy plaży jest wiele miejsc do uprawiania różnych sportów jak boiska do gry w siatkówkę, siłownie na świeżym powietrzu, czy trasy do jazdy na rowerach, czy rolkach. Miami, to nie tylko plaże. Zrobiliśmy sobie spacer po Ocean Drive. Ulica jest zamknięta dla ruchu samochodowego, jednak wiele osób jeździ po niej na rowerach, wrotkach, deskach itp.. Uwielbiam klimat tej ulicy jest tam ładnie i kolorowo. Spacerując Ocean Drive nie sposób nie zwrócić uwagi na kolorowe fasady budynków, wyróżniające się ciekawymi kształtami, tropikalnymi wzorami, każdy czymś się wyróżnia i jest niepowtarzalny. W swoich wnętrzach mieszczą głownie głównie hotele, restauracje i butiki. To prawdziwa gratka dla fanów architektury, oraz tło wielu filmów i teledysków. Słynny The Art Deco Historic District to jedno z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w Miami.
My jednak uciekamy do kolejnego ciekawego i kolorowego miejsca dzielnicy Winwood. Słynie ona na całym świecie ze street artu, czyli sztuki ulicznej, którą tutaj spotkamy na każdym kroku i w bardzo nieoczywistej formie. Wynwood Walls jest prawdziwą mekką murali. Chyba, nigdzie nie widziałam ich tyle w jednym miejscu.
Następnie zmieniamy nieco klimat i przenosimy się do małej Hawany. Całkowicie odmienna od pozostałych części miasta. Faktycznie można tu odnaleźć odrobinę klimatu kraju Fidela Castro. Na każdym kroku słychać muzykę i widać wielobarwność Kuby. Znaleźliśmy także charakterystyczne dla tego miejsca kurki.
Po spacerze w Little Havana uciekamy do całkowicie odmiennej części miasta. Zwiedzając Miami nie mogliśmy sobie darować dzielnicy biznesowej, pełnej wieżowców. I choć nie jest to nasz klimat. Staramy się unikać takich miejsc, to ciekawość zwyciężyła. W planach mieliśmy jeszcze rejs łódką po kanałach, przy których zbudowane są domy milionerów i gwiazd Hollywood, niestety czasu zabrakło i zrezygnowaliśmy z tej atrakcji.
Na kolację wybraliśmy się ponownie na popularny w Stanach bufet all you can eat. Tym razem wybraliśmy Giza Japanese Buffet, z japońską kuchnią i lekką domieszką ciepłych dań chińskich. Muszę przyznać, że mieli całkiem spory wybór sushi, sashimi, deserów. Było całkiem smacznie.
Na koniec dnia kolejna całkowicie nieplanowana przygoda na naszej trasie… Poprzedniej nocy co prawda w kosmicznych cenach były noclegi, a na tą noc nie było już zupełnie nic, nawet w sporej odległości. W związku z czym śpimy w samochodzie. Humory mamy super, a i miejsce wybraliśmy fajne bo gdzieś w połowie drogi na Key West. W sumie pierwszy raz spaliśmy w samochodzie, jak na tyle podróży to niezły wynik. A może nam się to spodoba i częściej będziemy korzystać z takiej opcji. No nic to są takie właśnie minusy naszych spontanicznych podróży i przy planowaniu noclegu w ostatniej chwili.
Trasa ok 304 km
Dzień 17 Key West – Miami
Po spontanicznie spędzonej nocy w samochodzie wybraliśmy się ponownie na Key West. Mówią, że jak raz odwiedzi się Key West, to chce się tam wrócić jak najszybciej. U nas zadziałało to ekspresowo. Fajnie tak wrócić i na „świeżo” i spokojnie pozwiedzać miejsca, które już się kojarzy. Zatem robimy mały spacer po Starym porcie, który zupełnie inaczej prezentuje się za dnia niż wieczorem. Spacer po porcie to zawsze świetna atrakcja dla dzieciaków. Obowiązkowo musi być mural Key West. Ostatnio byliśmy tam wieczorem i było ciemno teraz załapaliśmy się na najlepszą Kubańską kawę w mieście w Cuban Coffee Queen. Zjedliśmy ciasto limonkowe w Kermit’s Lime Shoppe, poplątaliśmy się po knajpkach przy Duval Street. Odwiedziliśmy Shipwreck Treasures Muzeum, czyli muzeum wraków. Odpoczęliśmy nieco przy Mallory Square. Poszliśmy do miejsca w którym początek ma słynna ① (trasa nr.1).
Trasa ok 389 km
Nocleg: Four Points by Sheraton Miami Airport
Dzień 18 Miami
To już koniec naszej przygody w Stanach Zjednoczonych. Żegnamy się ze Stanami, w których spędziliśmy ostatnie 1,5 miesiąca. Było pięknie i jeszcze chętnie tam wrócimy. W końcu zostało nam kilka marzeń niezrealizowanych i kilka stanów do poznania. Choć obiektywnie musimy stwierdzić, że ta podróż dość mocno nadszarpnęła nasz budżet, ale jak to się mówi raz się żyje, a wspomnienia pozostaną z nami na zawsze. Rano oddajemy auto w Miami Sixt rent a car. Pora odpocząć i naładować baterie na jednej z rajskich plaż Morza Karaibskiego. Tym razem nasz wybór padł na Dominikanę.
Koszta:
Noclegi 4690,80zł
Bilety lotnicze: 10 775.76 zł
Las Vegas -Miami 365,94 USD około 1392,92 zł/osoba
Miami – Dominikana 2199 zł/ osoba
Inne wydatki 8270 zł
Wypożyczenie auta: ....taniej by było kupić własne i nawet porzucić... :)
Comments